niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 1

Rozdział 1

Faith's pov

Przechadzałam się po Oxford Street, kiedy zauważyłam tego samego czarnego kota, którego widziałam też rano. Zdziwiło mnie to lekko, ponieważ czułam, że ten kot ma dla mnie jakąś wskazówkę. Wiem, że to głupie, ale po prostu to czułam i nie umiałam tego wyjaśnić. Starałam się na tym nie skupiać, ale ciągle kątem oka spoglądałam na tego dziwnego kota. Postanowiłam posłuchać muzyki, więc włożyłam rękę do kieszeni, w której miałam telefon i słuchawki. Jednak zamiast tych rzeczy poczułam papier w swojej ręce. Zdziwiłam się i powoli wyciągnęłam go z kieszeni. Na cienkim pasku były zapisane cztery liczby; 2476. Na początku byłam bardzo przestraszona i zadawałam sobie jedno pytanie; skąd to się wzięło w mojej kieszeni? Starałam się zrozumieć przekaz tej 'wiadomości'. I w tym momencie ktoś mnie szturchnął, tak, że moja głowa obróciła się w lewo. I wtedy zrozumiałam. Na jednym ze sklepów była cyfra 2. Szłam do przodu i po kolei widziałam inne liczby. To na tabliczkach, to na szyldach. Doszłam na koniec ulicy i spostrzegłam duże dębowe drzewo. Wtedy mój telefon zadzwonił. Była to Olivia. Szybko odebrałam telefon i powiedziałam ciche 'halo'. Jednak nikt nie odpowiedział. Przestraszyłam się jeszcze bardziej. Ale na szczęście po chwili usłyszałam roześmiany głos mojej przyjaciółki.
- Jesteś? - zapytała ze śmiechem w głosie
- Mhm - odpowiedziałam, wpatrując się w drzewo.
- Gdzie ty jesteś?
- Wiesz, że sama nie wiem. - rozejrzałam się po okolicy.
- Tak czy siak idziemy na kawę do StarBucksa, jeśli znajdziesz drogę powrotną, to wpadnij. - zaśmiała się i rozłączyła.
'Mam nadzieję, że znajdę.' - pomyślałam i zawróciłam. Spoglądałam na cyfry, które odpowiadały tym na karteczce. Nie widziałam w tym sensu. Od jakichś paru tygodni zdarzały mi się takie sytuacje. Takich właśnie 'zagadek' miałam ponad 20. Już miałam przejść na drugą stronę, ale wciąż coś ciągnęło mnie do tego starego dębu. W ostatniej chwili odwróciłam się i podeszłam do drzewa. Zaczęłam je okrążać i przyglądać się z bliska. Niby zwykłe drzewo, ale czułam, że coś w nim jest. W pewnej chwili poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam głowę w prawą stronę i miałam wrażenie, jakby ktoś schował się za drzewem. Podbiegłam tam, ale nikogo tam nie było. Odpuściłam sobie, bo stwierdziłam, że ludzie sobie coś o mnie pomyślą. Poszłam drogą, którą przyszłam. Kiedy byłam już obok umówionej kawiarni zajrzałam przez okno i ujrzałam Liv, Van i Chels. Weszłam do środka i usiadłam obok nich.
-... hej Faith, no i dostałam esemesa z tymi numerami. - mówiła właśnie Chelsea.
- Ja też widziałam te cyfry, ale na teście z chemii. - powiedziała Vanessa.
- A ja na wystawie sukienek, na cenach. - dopowiedziała Liv.
- Jakie cyfry? - zapytałam.
- 2,4,7,6 - przeczytała Chels z telefonu.
- Ja znalazłam dzisiaj karteczkę z tymi cyframi. - wyciągnęłam zwitek i pokazałam dziewczynom.
- To serio dziwne. - stwierdziła Van, a my jej przytaknęłyśmy.
Znowu poczułam to dziwne uczucie, jakby ktoś na mnie patrzył. Lekko odchyliłam głowę i kątem oka dostrzegłam kogoś za szybą. Odwróciłam się całkowicie, ale nikogo nie było. Dostałam esemesa.

poniedziałek, 10 marca 2014

Prolog

1702 
  Więc mamy nowożytność. W Londynie coraz więcej osób. Nasze Imperium, to co wybudowaliśmy, a raczej pomogliśmy zbudować. To wszystko się rozrasta. Nawet nie wiecie jaki jestem z tego dumny. Budzisz się z rana, widzisz ulice miasta i myślisz "Tak, to moja zasługa". Wspaniale jest rządzić tym i to jeszcze razem z moimi przyjaciółmi. Nie, przyjaciele to jednak złe określenie. Oni są jak bracia. Znamy się bardzo długo, nawet nie wiem ile. Pamiętam jak poznałem Zayn'a... Był nowy w mieście. Zwróciłem na niego uwagę dopiero pewnej pamiętnej nocy. Można to nazwać 'nocą koszmaru', ale nie lubię do tego wracać, więc odpuśćmy sobie ową część. Potem dołączył Nialler i Li. No i oczywiście potem znaleźliśmy Louisa. Ale to już nieważne. Pewnego dnia, słynna czarownica o imieniu Agnes przyjechała do miasta. Miała ona dla nas wiadomość. Późnym popołudniem udaliśmy się do niej. Zamieszkała w apartamencie, na ostatnim piętrze. Zapukaliśmy do drzwi i automatycznie weszliśmy do środka. Od razu poczułem zapach lawendy. Pieprzona lawenda. Nie to, że nie lubiłem tego zapachu, ale po prostu wszędzie go czułem. To było uciążliwe. Wracając, usiedliśmy na sofie i czekaliśmy co powie nam wróżka.
- Więc, jak wiecie mam dla was wiadomość. Zastanawiacie się od kogo? Już wam wyjaśniam. Jade ją przysłała. Miała wizję, która dotyczy was, a raczej waszej przyszłości - zaciekawiła mnie tym - Chodzi o mniej więcej o XXI wiek. Słyszeliście o 'wybranych'? A raczej o 'dream team'? - wszyscy pokiwaliśmy głowami - One wtedy się urodzą. I waszym zadaniem będzie pokazanie im, ich roli. Nie wiem jak to zrobicie, ale wiecie, że będzie pełno przeszkód.
- Jakie one będą? - zapytał równie zaciekawiony Liam, na co Agnes się zaśmiała
- Każda będzie różna, a na dodatek, każdy z was będzie musiał dowiedzieć się, która ma taki sam znak - jak wy
- Żartujesz? - zapytałem lekko poirytowany
- Dlaczego bym miała? Taka jest wasza rola i teraz to już wszystko.
Wszyscy byliśmy zszokowani. To było dla nas coś nowego, innego. Dotychczas była tylko jedna 'dream team', ale bardzo dawno. Wieki temu. Rzeczywiście były specjalne i wyjątkowe. I tak właśnie dowiedzieliśmy się, że będziemy musieli czekać na nasze wybrane ponad trzysta lat. Niezwykłe? Możliwe. Po powrocie do domu wyszedłem na balkon. Był zachód słońca i wszystko wyglądało cudownie. Oparłem się o barierkę i pomyślałem.
'Więc. Będę musiał znaleźć dziewczynę z drugą połową klucza.. Oh, Harry ciężkie zadanie przed tobą...'