środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 6

Rozdział 6

Harry's POV

 Kiedy wracałem z centrum miasta, zobaczyłem Chels. Postanowiłem trochę ją pośledzić. Chodziłem za nią tak, że mnie nie zauważała.
W pewnej chwili wpadła na jakiegoś chłopaka. Oglądałem to zza drzewa, ale miałem dobry widok. Gdy tylko ujrzałem twarz tego "chłopaka"
zamarłem. Sam nie mogłem uwierzyć w to co widzę. "To nie może być on" mówił jakiś rozsądny głos w mojej głowie. Jednak szybko
pożegnałem się z nadzieją. Usłyszałem jak przedstawia sie jako Dominic. Wtedy wiedziałem, że to on. Ten wredny chuj, który zabił moją
dziewczynę. To było ponad 70 lat temu, a on wciąż żyje. Jestem pewny, że pomaga mu jakaś czarownica. Nie ma innej opcji. Gdy
zobaczyłem jak  o n  ją dotyka, stałem się cholernie zazdrosny. Możecie sobie myśleć, że to głupie, czy coś, ale mimo, że znałem
ją tylko kilka tygodni, nie umiałem tego powstrzymać. Stawałem się chory na jej punkcie. Żeby niczego nie spieprzyć szybko wróciłem
do domu.
- Kurwa,kurwa,kurwa - krzyczałem, gdy wszedłem do domuRuszyłem na taras, był tam Liam z Niallem. Czułem jak złość ze mnie wypływa.
- Liam,czy ty możesz uwierzyć kto jest w mieście? - syknąłem zdenerwowany- Łowca? - powiedział z głupim uśmieszkiem 
- Cholera,tak, ale co najlepsze.. Dobierał się do Chelsea! - krzyknąłem wkurzony i wyrzuciłem doniczkę za okno - Harry, bądź spokojny. Zabijemy go w krótkim czasie - wtrącił się Niall, a ja tylko złapałem
się za włosy- Kutas - powiedziałem pod nosem i zacząłem głęboko oddychać Powoli powracał mi rozum, a wraz z nim moje szatańskie plany. Wiedziałem jak i kiedy go zabiję. Nie będe okazywał litości.
Nie będzie już miłego Harry'ego. Co za dużo to niezdrowo,prawda? Po jakimś czasie do domu wrócił Zayn. Zdawało mi się jakby nie było go tydzień.  Wszedł z tym swoim uśmiechem, który oznaczał, że
coś poszło po jego myśli. Od razu opowiedział nam o zdarzeniu z czarownicą.  My również opowiedzieliśmy mu o Dominicu, jednak Zayn, jak to Zayn, niczym się specjalnie nie przejął.
Zawsze zastanawiało mnie tojak on może być na wszystko obojętny. W głowie utkwiło mi jedno zdanie. "Trzeciego dnia po imprezie z okazji urodzin Harry'ego". Dlaczego akurat wtedy? Co ona
do jasnej cholery kombinuje? I dlaczego ten idiota o tym nie pomyślał?

Faith's POV

Kiedy Liv weszła do domu ogarnęło mnie dziwne uczucie. Poczułam jakby wszystko co widzę miało jakiś głębszy sens albo skrywało jakąś tajemnicę, którą koniecznie trzeba odkryć. Bacznie przyglądałam
się każdej osobie, która akurat przechodziła obok mnie. Ale szłam z Chels i Van dalej, ale po krótkim czasie Vanessa odłączyła się idąc w stronę jej domu. Nie odzywałam się ani słowem.
Ciszę przerwało zderzenie mojej przyjaciółki z obcym mężczyzną. Przykuł moją uwagę, było w nim coś dziwnego. Lecz moje podejrzenia zostawiłam dla siebie i zaczęłam się przyglądać
rozmowie tamtej dwójki. 
- Przepraszam, nie zauważyłem cię, nie chciałem na ciebie wpaść. - jak dla mnie trochę przesadził, przecież z klifu jej nie zrzucił. Mówił nadzwyczajnie spokojnym głosem.
- Nic się nie stało, też przepraszam. - odpowiedziała jak zawsze uprzejma Chels.
- Jak miło, jestem Dominic, cieszę się, że mogę cię poznać. O ile mogę. - wyciągnął rękę.
- Chelsea, też mi miło. A to jest Faith. - uścisnęła mu dłoń. Dominic spojrzał na mnie z uśmiechem, lecz jedyne co udało mi się zrobić to chrząknąć i posłać szyderczy uśmiech. 
- Pewnie będziesz miała niezłego siniaka. Pozwolisz, że zaproszę cię na kawę? - położył jej rękę na ramieniu. 
Kiedy usłyszałam tą propozycję, warknęłam do Chels ciche "nie", lecz oczywiście mnie nie posłuchała.
- Z chęcią. - uśmiechnęła się.
Dominic uniósł kącik ust do góry.
- To do zobaczenia. Będę czekał w kawiarni na rogu o 18:00. - po czym puścił jej oczko.
Chwyciłam Chelsea za nadgarstek i pociągnęłam szybciej. Jak najdalej od tego dziwnego faceta.
- O co ci chodzi? - spytała zdziwiona.
- Nie lubię go. Wydaje się dziwny. Jakoś nie sądzę, żeby był odpowiednim partnerem.
- Jakim partnerem, zaprosił mnie tylko na kawę, daj spokój. - westchnęła.
- Mhm, od kawy się zaczyna. - odpowiedziałam.
Kiedy dotarłam do mojego domu, nikogo nie było. Cieszyłam się ogromnie, bo uwielbiam kiedy jestem sama. Mam wtedy większą swobodę i tak dalej. Ale kiedy weszłam to wszystkie rolety były zasłonięte.
To co zobaczyłam, było najgorszą rzeczą jaką mogłam zobaczyć. Stałam jak wryta, a łzy zaczęły bezwładnie spływać po moich policzkach. Opadłam na kolana. Na kanapie 'siedzieli' moi rodzice.
Martwi. Mieli poderżnięte gardła. Oboje. Tata jeszcze trzymał gazetę w rękach. Starając się podejść do nich, jedyne co zrobiłam do położyłam się na podłogę i zaczęłam płakać jeszcze mocniej.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i trzęsąc się wybrałam numer do Chels, bo była pierwsza na liście moich kontaktów.
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Przyjdź proszę. I weź dziewczyny. Ktoś ich zabił. Proszę szybko. - zapłakałam tylko.
- Co? Kto? Kogo? Już idziemy. - powiedziała po czym się rozłączyła.
Odłożyłam telefon na podłogę. Poczułam zimne palce na moich ramionach. Ale kiedy się odwróciłam nikogo za mną nie było. Głos w mojej głowie powiedział: Ich już nie ma.

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 5

Rozdział 5

Chelseas' POV
Po zjedzeniu naszego lunchu poszłyśmy na boisko, bo była długa przerwa. Tam znalazłyśmy odpowiedź, dlaczego tak mało osób było na stołówce. Na małej polance zebrało się sporo osób. Utworzyło się spore kółko. Spojrzałam znacząco na dziewczyny i weszłyśmy w tłum. Na środku leżał zwykły gołąb. Tylko, że martwy. Nie to, że przejechany czy coś, tylko.. w wielu miejscach nie miał piór i nie było widać żadnego urazu. W tych "bezpiórnych" miejscach było widać tylko lekkie zadrapania, z których o dziwo nie sączyła się krew. Jakby nie miał tej krwi. Kiedy nauczyciel Williams (od angielskiego) zauważył zbiorowisko, podszedł i zaczął swoje "dochodzenie"
- Co się tu dzieje? - spytał.
- Proszę pana, tu jest martwy gołąb. - powiedział jeden uczeń. 
Zachowują się jakby nigdy w życiu czegoś takiego nie widzieli. Przecież to normalne, w mieście jest pełno takich przypadków. Zerknęłam na mężczyznę i zauważyłam coś dziwnego w jego oczach. Jakby zmieniały kolor. Szybko się otrząsnęłam i stwierdziłam, że tylko mi się przewidziało. 
- Dobrze, zaraz poproszę pana woźnego, żeby się tym zająć. Tymczasem rozejść się, tu nie ma nic do oglądania. - powiedział i szybko odszedł, tak jak reszta.
Nie mogłam wytrzymać i poinformowałam dziewczyny o Williamsie. 
- Też to zauważyłaś? Myślałam, że mam jakieś urojenia. - powiedziała Van.
- Tak, to serio dziwne, zaczynam się tego bać. - westchnęłam.
Poszłyśmy po nasze kurtki, bo skończyły nam się lekcje. Kierowałyśmy się do domu, kiedy na naszej drodze pojawił się następny martwy gołąb. Spojrzałyśmy po sobie i ominęłyśmy go zwinnie. Liv właśnie wchodziła do domu. Kątem oka dostrzegłam, że nie zdążyła złapać za klamkę, a drzwi się otworzyły. Może mi się wydawało, może nie, ale dzieje się coś dziwnego...

Liam's POV
Siedziałem właśnie w domu i przeglądałem stare,a raczej bardzo stare książki,pamiętniki i zdjęcia. Przypomniałem sobie wiele chwil. Większość na szczęście była dobra. Odkładałem wszystko na miejsce, gdy do pokoju wbiegł Niall. Powiedział coś w stylu;
- Spotkałem właśnie Tony'ego. Powiedział, że łowca jest w mieście, co robimy?
Nie przejęło mnie to bardzo, bo wiem, że Harry ma ostatnio gorszy humor i gdy tylko zobaczy naszego łowce od razu go zabije. Uspokoiłem trochę Nialla i powiedziałem mu o Harrym. Zgodził się ze mną i od razu spojrzał na książki, których jeszcze nie schowałem. Zaczął je oglądać i uśmiechać się szczerze.
- Fajne wspomnienia,prawda? - zapytałem z uśmiechem
- Tak.. Szczególnie niektóre. Pamiętasz jak byliśmy w Stanach i dostaliśmy to od pewnej dziewczyny? - wskazał na książkę z tytułem "Szczęście".
Na samą myśl o tamtej chwili, przywołały się ciepłe wspomnienia. Przechadzaliśmy się z Niallerem po Nowym Jorku, który był w "godzinach szczytu". Słońce padało nam na twarz i w tamtej chwili wszystko było idealne. Za nami usłyszeliśmy głos pewnej nastolatki. Jej głos był ciepły i delikatny. Odwróciliśmy się i mogliśmy ujrzeć niską brunetke o aksamitnie niebieskich oczach. Spojrzałem głęboko w jej oczy i mogłem zobaczyć jej duszę. Jakkolwiek dziwnie to brzmi. Podała nam książkę, a my tylko dziwnie spojrzeliśmy się na siebie. Gdy ją otworzyliśmy, zrozumieliśmy, że dziewczyna jest wilkołakiem. A na tytułowej stronie był napis "Niech los wam sprzyja". Po chwili  zniknęła. Dopiero potem zrozumieliśmy, że ona wiedziała kim jesteśmy i dała nam to z czystej życzliwości. Tacy ludzie, a raczej takie wilkołaki są cudowne i szczerze powiem, że za takimi tęsknie, bo niestety teraz trochę się pozmieniało. Wilkołaki nas nienawidzą, z resztą
jak my ich. Pragną zemsty i takie tam. Ale przecież wszystko się zmienia, prawda? Oczywiście, że tak. Niall pomógł mi schować resztę rzeczy. Siedzieliśmy na tarasie, gdy usłyszeliśmy, że ktoś wszedł do domu. Szybko domyśliłem się, że to Harry. Jak? To oczywiste. Jego zapach. Wszedł na taras i mogłem zobaczyć złość, która wręcz wypływała z jego oczu. Był zły jak nigdy. Zastanawiałem się co mogło go rozzłościć. Szybko pomyślałem i już znałem odpowiedź. Ł o w c a

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 4

Rozdział 4
Faith's POV
Sytuacje z Van i jej szklanką u Chels uznałam za nie ważną. Porozmawiałyśmy jeszcze chwile, starałyśmy się coś wyjaśnić, chociaż nasze pytania były niezliczone. Na przykład: Kto to? O co chodzi z tą datą? Czy mamy się tym przejmować? Akurat na ostatnie pytanie dostałyśmy odpowiedź dość szybko. Do Liv dotarł SMS o treści: "mam cie ". Był z prywatnego numeru, wiec nie mogłyśmy zbadać kto to wysłał. Ale na pewno nie był to ktoś inny niż któryś z tych tajemniczych chłopaków. Przynajmniej tak nam się zdaje. Postanowiłyśmy zostawic wiadomość i najwyżej poczekać na inne znaki. A co do numerów z każdym dniem zmienia się jedna cyfra, a my widzimy je w różnych miejscach, jak na bliboardach albo na znakach.
Następny dzień był kolejnym nudnym dzień w szkole. Kilka może nie najbardziej zadowalających ocen, których nie mam zamiaru pokazywać rodzicom, oraz wyjątkowo nudne lekcje.
- Co teraz mamy? - spytałam znużonym głosem Olivie.
- Okienko, czyli możemy iść na lunch.Oby było coś innego niż spaghetti albo kanapki z sałatą, bo nimi już rzygam.  - odpowiedziała mi takim samym tonem.
Skierowałyśmy się na stołówkę, w której były może z 3 klasy. Jak na godzinę, było ich tam mało. Ustawiłyśmy się w kolejkę z tackami, wybierając co chcemy. Ja miałam ochotę na sałatkę i sok pomarańczowy. Wzięłam to co chciałam i zostawiłam pieniądze na ladzie, które po chwili zniknęły pod ręką kucharki. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików i zaczęłyśmy zajadać się drugim śniadaniem. Rozmyślając nad pomysłem mojego nowego obrazu, którego miałam w planach namalować, nieświadomie wbiłam wzrok w jeden punkt. Przypadkiem była to jedna z typowych modniś z naszej szkoły. Kiedy miałam na myśli jeden kolorów, którego miałam użyć do pomalowania twarzy, niespodziewanie dziewczyna przewróciła się rozlewając na siebie kawę i tym samym przyciągając uwagę wszystkich obecnych na sali. O mało nie wybuchnęłam śmiechem, gdyż nie przepadałam za nią osobiście. Szybko zatkałam usta rękoma, ale niestety to zauważyła. Szybkim krokiem w swoich różowych szpileczkach podbiegła do mnie i powiedziała piskliwym głosem, który doprowadzał mnie do szału:
- To przez ciebie.
- Jakim cudem? - powiedziałam kompletnie obojętna.
- Przecie widziałam jak się na mnie gapiłaś. Na pewno coś mi podstawiłaś pod nogi i czekałaś aż się wywalę, nie udawaj.
- Tak, dokładnie, połamałam ci twoje obcasy oraz przewiesiłam sznurek przez całą stołówkę i tylko czekałam, żeby cie upokorzyć. Masz w bani nawalone. - powiedziałam wykonując gest "pukania się w czółko".
- Ale zabawne. Zobaczysz, jakoś się odegram. - powiedziała i odeszła.
Zaśmiałam się pod nosem i odwróciłam się z powrotem do dziewczyn.
- Nieźle, odegra się za twoje nicnierobienie. - zachichotała Van.
- No, już to widzę. - odpowiedziała Chels.

Niall's POV
Chyba jako jedyny nie byłem znudzony naszą "misją". Nie wiem czemu. Zawsze kochałem takie rzeczy. Więc, ja miałem zająć się niewysoką brunetką. Nie ukrywałem, była ładna. Ale nie będe jak Harry i nie będe tak zdesperowany. Teraz musimy trochę go "ogranąć". Nie może poznać jej za szybko, zepsuje wszystko. Wracając, zdaję mi się, że obserwowanie mojej nowej koleżanki - Liv, będzie trudne.
Nawet nie wiem czemu, tak po prostu. Przeczucie, albo instynkt. Co za różnica. "Żyje" już tyle lat, że nie mam potrzeby odróżniania tego. Nieśmiertelność nie jest taka fajna jak się wydaje. Fakt,żyjesz wiecznie i inne sprawy, ale widzisz jak twoi bliscy umierają. Albo proszą Cię o przemienienie w to "coś". To boli. Chyba można powiedzieć, że jestem "tym najwrażliwszym". Zayn jest taki beztroski, lubie to w nim. Lou jest
opanowany, Liam szarmancki, a Harry... Porywczy. Spędzałem kolejny, w sumie słoneczny dzień w naszej dzielnicy. Wszystko za oknem było takie monotonne. Potrzebowałem się trochę rozerwać, ale nie miałem pojęcia co zrobić. Teoretycznie nie powinienem wyjeżdżać z miasta, bo misja i przeznaczenie. Trochę zawiedziony wyszedłem na ulicę. Myślałem gdzie mogę iść, nic nie wymyśliłem, więc wybrałem drogę przed siebie. Gdy szedłem zatrzymał mnie jakiś chłopak. Tym chłopakiem okazał się być Anthony. Poznałem go w 1680 roku, gdy przybył do Nowego Jorku. Wtedy byłem tam akurat, żeby oderwać się od Londynu. Tony powiedział, że łowca wampirów jest w mieście. Podobno jest jednym z rodu Corneliusów. Przybyli oni w 1720 roku właśnie z Nowego Jorku. Byli prawdopodobnie najlepszymi łowcami. Wiedziałem,że
będą kłopoty. Możliwe,że tak szybko jak się tylko o tym dowiedziałem,tak szybko powinienem zawiadomić o tym chłopaków. Jednak wolałem sam trochę "poszpiegować",jakkolwiek to brzmi. Oczywiście nie dowiedziałem się za dużo. Wróciłem do naszego domu i opowiedziałem Liamowi, o wszystkim. Nie wyglądał na przejętego, co mnie bardzo zdziwiło
________________
no to chyba tyle,wybaczcie,ze krotki

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 3

Rozdział 3

Zayn's POV

Liam był głupi sądząc, że znajdzie coś w internecie na temat tych dziewczyn. Potrzebujemy innej strategii. Tylko jakiej. Może powinniśmy do nich zagadać? Nie,
to głupi pomysł, nie mogą się dowiedzieć o nas za szybko. Popytać ludzi o nich? To też odpada. Szczerze, może ten internet to nie był zły pomysł... Zabrałem Liamowi
laptopa i wpisałem w google "facebook". Tak to może wydawać się śmieszne, ale ta strona
może nam pomóc. Zalogowałem się na swoje konto i wpisałem w wyszukiwarke imie tej blondynki 'Faith'. Musiałem chwilę poszukać zanim ją znalazłem. Ten pomysł był
jednak głupi bo dowiedzieliśmy się tylko jak ONE mają na nazwisko, no ale zawsze coś, prawda? Oddałem Li laptopa i wyszedłem na miasto. Usłyszałem czyjeś kroki za sobą,
szybko zorientowałem się, że to Harry. Pachniał tak... Specyficznie. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, a ten od razu odpowiedział
- Nasza misja powoli mnie denerwuje.
Zgadzałem się z nim, to było męczące 
- Przeznaczenia nie oszukasz 
- Nic nie jest niemożliwe - zaśmiał się - a tak na poważnie to musimy coś wymyślić. Dlaczego nie możemy ich poderwać?
- Harry.... Wiesz, że mają się o nas nie dowiedzieć, a przynajmniej nie tak szybko. - Harry czasem myśli swoją głupią stroną
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, dopóki nie zaproponował pójscia do Oliviera. Kim był Olivier? Był chłopakiem, który zawsze nosił garnitur, żeby z pozoru wyglądać na... Sam nie wiem kogo,
prawdopodobnie był też najgorszą osobą jaką kiedykolwiek spotkałem, ale był sprytny, nawet bardzo. Nie lubiłem go za jego styl bycia, zawsze musiał mieć to co chce, podobnie jak ja, ale to
było coś innego. Potrafił zabić własną rodzine, żeby tylko zdobyć jeden klucz. To chore, ale to cały on. Jego tata Mike Jackson był dosłownie jak on, właśnie przez to zabił się. Poprosił Louisa,
żeby wyrwał jego serce. Lou bardzo tego nie chciał, ale praktycznie nie miał wyboru. Do tej pory to wspomina, biedak. Gdy doszliśmy do mieszkania Oliviera mogłem poczuć ten okropny zapach - lawendy.
Z Harrym wprost nienawidziliśmy tego zapachu. Szczerze, to nawet nie wiem czemu, może chodzi o złe wspomnienia z TYM zapachem. To nie czas na retrospekcje. Zastukałem lekko w drzwi,
które same się otworzyły. Weszliśmy do środka i przywitaliśmy się z gospodarzem.Oczywiście wiedział, że mamy jakąś prośbe i oczywiście wiedział, że chodzi nam o dziewczyny. Nie przedłużał i
od razu dał nam kartkę, na której były informacje o tych dziewczynach. Wróciliśmy szybko do naszego domu. Ustaliliśmy z chłopakami, że każdy zajmie się jedną dziewczyną, żeby zadanie poszło
nam szybciej, był jeden problem. Bo były tylko cztery dziewczyny, a nas było pięciu. Ustaliliśmy, że Liam będzie wszystkim nadzorował, bo gdyby Katie - jego dziewczyna, dowiedziała się, że śledzi
kogoś i to jeszcze dziewczynę, która jest śmiertelniczką, udusiłaby go. Ja miałem zająć się średniego wzrostu brunetką. Z informacji wynika to,że zmarła jej siostra i jest tym wstrząśnietą do tej pory, to
jest ciekawe. Myślałem jak to wykorzystać, gdy mój wzrok niespodziewanie skupił się na Harrym.Widziałem błysk w jego oku, wiedziałem, że będzie chciał poznać dziewczynę, którą sobie wybrał.
Wiedziałem, że nie da łatwo za wygraną i, że cholernie brakuje mu bliskości. Z pozoru jest nieczułym chłopakiem, który martwi się tylko o swój tyłek. W rzeczywistości gdy kogoś pozna, pokazuje swoją
lepszą stronę. Jednak, musiałem mu to wybić z głowy, to był mój plan na później, bo najpierw musiałem udać się do mojej przyjaciółki, by poprosić ją o przysługę. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę
mojego samochodu, po kilku chwilach byłem na miejscu. Zapukałem do drzwi i czekałem dłuższą chwilę, by zobaczyć blondynkę w drzwiach. Wszedłem do środka i od razu zacząłem mówić.
- Pamiętasz jak mówiłem Ci o "dream team"? - zapytałam znając odpowiedź
- Pewnie, że tak - powiedziała wysokim głosem
- Więc, jednej dziewczynie zmarła siostra i.. - przerwała mi, cholernie nie lubię jak ktoś mi to robi, ale teraz muszę być spokojny
- I chcesz, żebym się z nią skontaktowała? Nie ma mowy. - wkurzyła mnie
- Pomyśl, że na tym skorzystasz. A poza tym czy Tim byłby szczęśliwy gdyby dowiedział się, że jego dziewczyna spała z jego najlepszym kumplem, podczas gdy on umierał? - wiedziałem, że się ugnie
- Nienawidzę cię Zayn, zrobię to, ale jeszcze nie teraz. Trzeciego dnia po imprezie z okazji urodzin Harry'ego, jasne?
Musiałem się zgodzić, w sumie do urodzin zostało tylko kilka tygodni. Nie byłem w pełni zadowolony z takiego rozwiązania, ale trudno. Zanim wróciłem do domu, kręciłem się troche po dzielnicy. 

Vanessa's POV


Kiedy doszłyśmy do sali 21 gdzie miałyśmy mieć angielski, zobaczyłyśmy Chels przez okno, jak szła do domu.
- Biedna, pewnie się rozchorowała..  -powiedziała Faith.
- Pewnie tak... Wejdę sobie na fejsa posprawdzać aktualności. Może coś ciekawego będzie. - powiedziała Liv.
Sięgnęła do prawej kieszeni po telefon i włączyła aplikację. 
- Ej patrzcie jest aplikacja, która sprawdza kto ostatnio wchodził na twój profil, sprawdźmy.
Czekałyśmy jakąś minutę, aż w końcu program się zainstalował. Olivia włączyła go i czekałyśmy, aż coś wykaże.
Kiedy "skanowanie" dobiegło końca ujrzałyśmy profile kilku, może nawet przystojnych chłopaków.
Spojrzałyśmy po sobie zaciekawione i weszłyśmy na ich profile. Dziwne.. nie napisali żadnych informacji o sobie.
Wiek: nieokreślone, miejsce pracy: nieokreślone, w związku: nieokreślone. Każdy z nich tak miał. Liv kliknęła na zdjęcie profilowe
jednego z nich. Zdjęcie było zrobione w dziwnym efekcie. Takie trochę szarawe. Nagle zauważyłam coś w rogu zdjęcia. Jakieś czarne
kropki. Wyglądały trochę na datę. Ale nie widziałam dokładnie, więc powiedziałam:
- Ej, weź przybliż trochę o to coś. - wskazałam na małe czarne kropki w rogu. 
Niestety w tym samym czasie zadzwonił dzwonek na lekcję. 
-Po kryjomu to sprawdź i wyślij nam SMS, jeśli to coś ważnego. - powiedziała szybko Faith i pobiegła do ławki, tak jak ja.
Nie minęło nawet 5 minut lekcji, a dostałam wiadomość od Liv. "To jakaś data. Ale jeśli to data zdjęcia, to jest to dziwne, a nawet bardziej
niż dziwne." Odwróciłam się do niej i zobaczyłam jej lekko zamyśloną twarz. Spróbowałam jej odpisać, ale niefortunnie nauczyciel zauważył
mój telefon i mi go zabrał. Miałam go odebrać na koniec lekcji. Nienawidzę gościa. Następne 35 minut zastanawiałam się o co chodzi z tą
datą. I jaka to data, skoro Liv mówi, że jest to dziwne. A może to taki specjalny efekt z ta data? Może można tak ustawić? Nie, to głupie.
Van, znowu rozmawiasz ze sobą. Po usłyszeniu irytującego, ale wybawiającego dzwonka. Podeszłam do biurka faceta i wyciągnęłam rękę
po moją komórkę. Kiedy na mnie spojrzał, w jego oczach było coś przerażającego. Jakby przeszywał mnie wzrokiem, czytał w myślach,
nie wiem. Wzięłam telefon i podeszłam do dziewczyn. Liv zaczęła mówić z przejęciem:
- Tam jest data. Ale nie uwierzycie. Ta data to 4.09.1655 rok. Chyba niemożliwe, żeby chłopak żył tak długo.
- No raczej. Może poinformujemy Chelsea? - powiedziała Faith.
- Okej, to chodźmy, skończyłyśmy przecież lekcje. - dorzuciłam.
Nie zamierzałam im mówić o tych czach, to nieważne. Musiałyśmy tylko poinformować Chels o tej dacie, więc na razie zadzwoniłyśmy,
żeby jej powiedzieć, że zaraz będziemy. Kiedy doszłyśmy do jej domu, otworzyła nam trochę zaspana. Weszłyśmy i od razu powiedziałyśmy jej,
czemu u niej jesteśmy.Patrzała na nas trochę z niedowierzaniem, ale po chwili jej twarz zmieniła wyraz. Razem zastanawiałyśmy się o co
w tym wszystkim chodzi, to wszystko nie miało sensu. Miałam poczucie obserwacji przez kogoś z tyłu. Odwróciłam się gwałtownie, ale
nikogo nie było. Za to przyjaciółki patrzyły na mnie zainteresowane.
- Co ci? - zapytała Liv.
- Nic. - powiedziałam zdezorientowana.
Skupiłam wzrok na szklance soku, która po paru chwilach spadła ze stołu. Roztrzaskała się na milion kawałków, a sok rozlał się na dywan.
To już przeszło granice normalności. Zaczęłam się obawiać. 

--------------------
przepraszamy za jakiekolwiek bledy ale rozdzial byl pisany w poznych godzinach. 

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 2

Rozdział 2

Niall's pov

Do naszej "kwatery" przybył Zayn. Był lekko zdyszany, ale mimo tego uśmiechnięty. 
- I jak? - spytałem siedząc w czarnym, skórzanym fotelu.
- Myślę, że je znalazłem, ale o mały włos jedna mnie nie przyczaiła. -odpowiedział sięgając po butelkę wody.
- Ale... co z SMS'em, testem, karteczką i czymś tam? - dołączył się Louis.
- Zareagowały podobnie, jak inne, ale mają coś w sobie, co przekonuje mnie, że to one.
- Co nie znaczy, że nimi są. - powiedziałem.
Liam patrzył w ekran laptopa.
- A jak z tobą, Li? - spytał Harry.
- Odpowiedziałbym, ale się zrymuje. - odrzekł poirytowany. Chyba mu nie idzie.
- Uuuuu. Nic? Nawet żadnej wzmianki? - zaśmiał się lokaty.
- Nic a nic. Nie wiem, gdzie jeszcze możemy znaleźć o nich informacje. Myślałem, że  w tych czasach w internecie jest wszystko. Ale o tym, jak do cholery jasnej, mamy je poinstruować, to nie ma! - Liam zamknął laptopa.
- Może dlatego, że nikt o tym nie wie? - odezwałem się

Liv's pov

Na lekcji historii myślałam, że padnę. Profesorek ma tak nużący głos, że połowa klasy już śpi. Wymieniłam spojrzenia z Faith i Van. Twarz Chels była trochę blada. Po kryjomu napisałam do niej SMS, co jej jest. Po chwili dostałam odpowiedź: "chyba umieram. tak mnie głowa boli, że ledwo widze co pisze". Odpisałam, żeby zgłosiła to facetowi i poszła do domu. Na szczęście mnie posłuchała i po chwili już wychodziła z klasy.
- Ile do przerwy? - zapytała mnie Van.
Spojrzałam na mój zegarek, ale wskazówki zatrzymały się.
- Zegarek mi się zepsuł. - powiedziałam, a po wypowiedzeniu tych słów zabrzmiał dzwonek.
- Teraz już wiem. - zaśmiała się.
Po chwili podbiegła do nas Faith. 
- Dostanę nowego kota!!!! - wykrzyczała podekscytowana.
- Jupi, ale wiesz, trochę mnie to nie interesuje. - odpowiedziałam z wrednym uśmiechem na co ona odpowiedziała mi tym samym.
- Co teraz mamy? 
- Angielski w 21. - powiedziałam i razem poszłyśmy w kierunku sali.

Chelsea's pov

Weszłam do domu i od razu poszłam po tabletki przeciwbólowe. Położyłam się na kanapie, ale po chwili z niej wstałam, gdyż usłyszałam hałas. Poszłam do góry podążając za źródłem dźwięku. Dobiegał on z mojego pokoju. Powoli otworzyłam drzwi, ale nikogo nie było w pomieszczeniu. Uznałam, że przez ból głowy mi się przesłyszało. Zeszłam z powrotem na dół i położyłam się pod kocem. Nie minęło 10 minut, a zasnęłam. Dziwny sen przedstawiał ciemny las, a w nim pełno śniegu. Byłam bez żadnej kurtki, bez telefonu. Zaczęłam iść ścieżką z zarośli i doszłam do małej chatki. Niestety nikt nie otwierał, choć pukałam. Kiedy uchyliłam drzwi ujrzałam parę czerwonych oczu. Krzyknęłam i się obudziłam. Krzyknęłam w rzeczywistości. Zorientowałam się, że mój telefon dzwoni. Na ekranie ujrzałam numer Vanessy. Wcisnęłam zieloną słuchawkę. 
- Halo? - zapytałam ciągle w szoku po strasznym koszmarze.
- Zaraz u ciebie będziemy. Ważna wiadomość. - przeciągnęła ostatnie słowo i się rozłączyła.
----------------------------------------------------------------------------------------------
widzę... nie widzę komentarzy
a komentarze są ekstra
fajnie by było, gdybyście komentowali
ale trudno
co sądzicie?

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 1

Rozdział 1

Faith's pov

Przechadzałam się po Oxford Street, kiedy zauważyłam tego samego czarnego kota, którego widziałam też rano. Zdziwiło mnie to lekko, ponieważ czułam, że ten kot ma dla mnie jakąś wskazówkę. Wiem, że to głupie, ale po prostu to czułam i nie umiałam tego wyjaśnić. Starałam się na tym nie skupiać, ale ciągle kątem oka spoglądałam na tego dziwnego kota. Postanowiłam posłuchać muzyki, więc włożyłam rękę do kieszeni, w której miałam telefon i słuchawki. Jednak zamiast tych rzeczy poczułam papier w swojej ręce. Zdziwiłam się i powoli wyciągnęłam go z kieszeni. Na cienkim pasku były zapisane cztery liczby; 2476. Na początku byłam bardzo przestraszona i zadawałam sobie jedno pytanie; skąd to się wzięło w mojej kieszeni? Starałam się zrozumieć przekaz tej 'wiadomości'. I w tym momencie ktoś mnie szturchnął, tak, że moja głowa obróciła się w lewo. I wtedy zrozumiałam. Na jednym ze sklepów była cyfra 2. Szłam do przodu i po kolei widziałam inne liczby. To na tabliczkach, to na szyldach. Doszłam na koniec ulicy i spostrzegłam duże dębowe drzewo. Wtedy mój telefon zadzwonił. Była to Olivia. Szybko odebrałam telefon i powiedziałam ciche 'halo'. Jednak nikt nie odpowiedział. Przestraszyłam się jeszcze bardziej. Ale na szczęście po chwili usłyszałam roześmiany głos mojej przyjaciółki.
- Jesteś? - zapytała ze śmiechem w głosie
- Mhm - odpowiedziałam, wpatrując się w drzewo.
- Gdzie ty jesteś?
- Wiesz, że sama nie wiem. - rozejrzałam się po okolicy.
- Tak czy siak idziemy na kawę do StarBucksa, jeśli znajdziesz drogę powrotną, to wpadnij. - zaśmiała się i rozłączyła.
'Mam nadzieję, że znajdę.' - pomyślałam i zawróciłam. Spoglądałam na cyfry, które odpowiadały tym na karteczce. Nie widziałam w tym sensu. Od jakichś paru tygodni zdarzały mi się takie sytuacje. Takich właśnie 'zagadek' miałam ponad 20. Już miałam przejść na drugą stronę, ale wciąż coś ciągnęło mnie do tego starego dębu. W ostatniej chwili odwróciłam się i podeszłam do drzewa. Zaczęłam je okrążać i przyglądać się z bliska. Niby zwykłe drzewo, ale czułam, że coś w nim jest. W pewnej chwili poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam głowę w prawą stronę i miałam wrażenie, jakby ktoś schował się za drzewem. Podbiegłam tam, ale nikogo tam nie było. Odpuściłam sobie, bo stwierdziłam, że ludzie sobie coś o mnie pomyślą. Poszłam drogą, którą przyszłam. Kiedy byłam już obok umówionej kawiarni zajrzałam przez okno i ujrzałam Liv, Van i Chels. Weszłam do środka i usiadłam obok nich.
-... hej Faith, no i dostałam esemesa z tymi numerami. - mówiła właśnie Chelsea.
- Ja też widziałam te cyfry, ale na teście z chemii. - powiedziała Vanessa.
- A ja na wystawie sukienek, na cenach. - dopowiedziała Liv.
- Jakie cyfry? - zapytałam.
- 2,4,7,6 - przeczytała Chels z telefonu.
- Ja znalazłam dzisiaj karteczkę z tymi cyframi. - wyciągnęłam zwitek i pokazałam dziewczynom.
- To serio dziwne. - stwierdziła Van, a my jej przytaknęłyśmy.
Znowu poczułam to dziwne uczucie, jakby ktoś na mnie patrzył. Lekko odchyliłam głowę i kątem oka dostrzegłam kogoś za szybą. Odwróciłam się całkowicie, ale nikogo nie było. Dostałam esemesa.

poniedziałek, 10 marca 2014

Prolog

1702 
  Więc mamy nowożytność. W Londynie coraz więcej osób. Nasze Imperium, to co wybudowaliśmy, a raczej pomogliśmy zbudować. To wszystko się rozrasta. Nawet nie wiecie jaki jestem z tego dumny. Budzisz się z rana, widzisz ulice miasta i myślisz "Tak, to moja zasługa". Wspaniale jest rządzić tym i to jeszcze razem z moimi przyjaciółmi. Nie, przyjaciele to jednak złe określenie. Oni są jak bracia. Znamy się bardzo długo, nawet nie wiem ile. Pamiętam jak poznałem Zayn'a... Był nowy w mieście. Zwróciłem na niego uwagę dopiero pewnej pamiętnej nocy. Można to nazwać 'nocą koszmaru', ale nie lubię do tego wracać, więc odpuśćmy sobie ową część. Potem dołączył Nialler i Li. No i oczywiście potem znaleźliśmy Louisa. Ale to już nieważne. Pewnego dnia, słynna czarownica o imieniu Agnes przyjechała do miasta. Miała ona dla nas wiadomość. Późnym popołudniem udaliśmy się do niej. Zamieszkała w apartamencie, na ostatnim piętrze. Zapukaliśmy do drzwi i automatycznie weszliśmy do środka. Od razu poczułem zapach lawendy. Pieprzona lawenda. Nie to, że nie lubiłem tego zapachu, ale po prostu wszędzie go czułem. To było uciążliwe. Wracając, usiedliśmy na sofie i czekaliśmy co powie nam wróżka.
- Więc, jak wiecie mam dla was wiadomość. Zastanawiacie się od kogo? Już wam wyjaśniam. Jade ją przysłała. Miała wizję, która dotyczy was, a raczej waszej przyszłości - zaciekawiła mnie tym - Chodzi o mniej więcej o XXI wiek. Słyszeliście o 'wybranych'? A raczej o 'dream team'? - wszyscy pokiwaliśmy głowami - One wtedy się urodzą. I waszym zadaniem będzie pokazanie im, ich roli. Nie wiem jak to zrobicie, ale wiecie, że będzie pełno przeszkód.
- Jakie one będą? - zapytał równie zaciekawiony Liam, na co Agnes się zaśmiała
- Każda będzie różna, a na dodatek, każdy z was będzie musiał dowiedzieć się, która ma taki sam znak - jak wy
- Żartujesz? - zapytałem lekko poirytowany
- Dlaczego bym miała? Taka jest wasza rola i teraz to już wszystko.
Wszyscy byliśmy zszokowani. To było dla nas coś nowego, innego. Dotychczas była tylko jedna 'dream team', ale bardzo dawno. Wieki temu. Rzeczywiście były specjalne i wyjątkowe. I tak właśnie dowiedzieliśmy się, że będziemy musieli czekać na nasze wybrane ponad trzysta lat. Niezwykłe? Możliwe. Po powrocie do domu wyszedłem na balkon. Był zachód słońca i wszystko wyglądało cudownie. Oparłem się o barierkę i pomyślałem.
'Więc. Będę musiał znaleźć dziewczynę z drugą połową klucza.. Oh, Harry ciężkie zadanie przed tobą...'