Rozdział 6
Harry's POV
Kiedy wracałem z centrum miasta, zobaczyłem Chels. Postanowiłem trochę ją pośledzić. Chodziłem za nią tak, że mnie nie zauważała.
W pewnej chwili wpadła na jakiegoś chłopaka. Oglądałem to zza drzewa, ale miałem dobry widok. Gdy tylko ujrzałem twarz tego "chłopaka"
zamarłem. Sam nie mogłem uwierzyć w to co widzę. "To nie może być on" mówił jakiś rozsądny głos w mojej głowie. Jednak szybko
pożegnałem się z nadzieją. Usłyszałem jak przedstawia sie jako Dominic. Wtedy wiedziałem, że to on. Ten wredny chuj, który zabił moją
dziewczynę. To było ponad 70 lat temu, a on wciąż żyje. Jestem pewny, że pomaga mu jakaś czarownica. Nie ma innej opcji. Gdy
zobaczyłem jak o n ją dotyka, stałem się cholernie zazdrosny. Możecie sobie myśleć, że to głupie, czy coś, ale mimo, że znałem
ją tylko kilka tygodni, nie umiałem tego powstrzymać. Stawałem się chory na jej punkcie. Żeby niczego nie spieprzyć szybko wróciłem
do domu.
- Kurwa,kurwa,kurwa - krzyczałem, gdy wszedłem do domuRuszyłem na taras, był tam Liam z Niallem. Czułem jak złość ze mnie wypływa.
- Liam,czy ty możesz uwierzyć kto jest w mieście? - syknąłem zdenerwowany- Łowca? - powiedział z głupim uśmieszkiem
- Cholera,tak, ale co najlepsze.. Dobierał się do Chelsea! - krzyknąłem wkurzony i wyrzuciłem doniczkę za okno - Harry, bądź spokojny. Zabijemy go w krótkim czasie - wtrącił się Niall, a ja tylko złapałem
się za włosy- Kutas - powiedziałem pod nosem i zacząłem głęboko oddychać Powoli powracał mi rozum, a wraz z nim moje szatańskie plany. Wiedziałem jak i kiedy go zabiję. Nie będe okazywał litości.
Nie będzie już miłego Harry'ego. Co za dużo to niezdrowo,prawda? Po jakimś czasie do domu wrócił Zayn. Zdawało mi się jakby nie było go tydzień. Wszedł z tym swoim uśmiechem, który oznaczał, że
coś poszło po jego myśli. Od razu opowiedział nam o zdarzeniu z czarownicą. My również opowiedzieliśmy mu o Dominicu, jednak Zayn, jak to Zayn, niczym się specjalnie nie przejął.
Zawsze zastanawiało mnie tojak on może być na wszystko obojętny. W głowie utkwiło mi jedno zdanie. "Trzeciego dnia po imprezie z okazji urodzin Harry'ego". Dlaczego akurat wtedy? Co ona
do jasnej cholery kombinuje? I dlaczego ten idiota o tym nie pomyślał?
Faith's POV
Kiedy Liv weszła do domu ogarnęło mnie dziwne uczucie. Poczułam jakby wszystko co widzę miało jakiś głębszy sens albo skrywało jakąś tajemnicę, którą koniecznie trzeba odkryć. Bacznie przyglądałam
się każdej osobie, która akurat przechodziła obok mnie. Ale szłam z Chels i Van dalej, ale po krótkim czasie Vanessa odłączyła się idąc w stronę jej domu. Nie odzywałam się ani słowem.
Ciszę przerwało zderzenie mojej przyjaciółki z obcym mężczyzną. Przykuł moją uwagę, było w nim coś dziwnego. Lecz moje podejrzenia zostawiłam dla siebie i zaczęłam się przyglądać
rozmowie tamtej dwójki.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię, nie chciałem na ciebie wpaść. - jak dla mnie trochę przesadził, przecież z klifu jej nie zrzucił. Mówił nadzwyczajnie spokojnym głosem.
- Nic się nie stało, też przepraszam. - odpowiedziała jak zawsze uprzejma Chels.
- Jak miło, jestem Dominic, cieszę się, że mogę cię poznać. O ile mogę. - wyciągnął rękę.
- Chelsea, też mi miło. A to jest Faith. - uścisnęła mu dłoń. Dominic spojrzał na mnie z uśmiechem, lecz jedyne co udało mi się zrobić to chrząknąć i posłać szyderczy uśmiech.
- Pewnie będziesz miała niezłego siniaka. Pozwolisz, że zaproszę cię na kawę? - położył jej rękę na ramieniu.
Kiedy usłyszałam tą propozycję, warknęłam do Chels ciche "nie", lecz oczywiście mnie nie posłuchała.
- Z chęcią. - uśmiechnęła się.
Dominic uniósł kącik ust do góry.
- To do zobaczenia. Będę czekał w kawiarni na rogu o 18:00. - po czym puścił jej oczko.
Chwyciłam Chelsea za nadgarstek i pociągnęłam szybciej. Jak najdalej od tego dziwnego faceta.
- O co ci chodzi? - spytała zdziwiona.
- Nie lubię go. Wydaje się dziwny. Jakoś nie sądzę, żeby był odpowiednim partnerem.
- Jakim partnerem, zaprosił mnie tylko na kawę, daj spokój. - westchnęła.
- Mhm, od kawy się zaczyna. - odpowiedziałam.
Kiedy dotarłam do mojego domu, nikogo nie było. Cieszyłam się ogromnie, bo uwielbiam kiedy jestem sama. Mam wtedy większą swobodę i tak dalej. Ale kiedy weszłam to wszystkie rolety były zasłonięte.
To co zobaczyłam, było najgorszą rzeczą jaką mogłam zobaczyć. Stałam jak wryta, a łzy zaczęły bezwładnie spływać po moich policzkach. Opadłam na kolana. Na kanapie 'siedzieli' moi rodzice.
Martwi. Mieli poderżnięte gardła. Oboje. Tata jeszcze trzymał gazetę w rękach. Starając się podejść do nich, jedyne co zrobiłam do położyłam się na podłogę i zaczęłam płakać jeszcze mocniej.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i trzęsąc się wybrałam numer do Chels, bo była pierwsza na liście moich kontaktów.
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Przyjdź proszę. I weź dziewczyny. Ktoś ich zabił. Proszę szybko. - zapłakałam tylko.
- Co? Kto? Kogo? Już idziemy. - powiedziała po czym się rozłączyła.
Odłożyłam telefon na podłogę. Poczułam zimne palce na moich ramionach. Ale kiedy się odwróciłam nikogo za mną nie było. Głos w mojej głowie powiedział: Ich już nie ma.